Czy testy na przeciwciała koronawirusa mają sens?
27 czerwca 2020Rosja od tygodni walczy z koronawirusem, ale liczba przypadków nadal rośnie - każdego dnia o kilka tysięcy.
Teraz, masowe testy na przeciwciała mają dać więcej informacji o przebiegu epidemii. Także Włochy stawiają na szeroko zakrojone badania tego typu, by poznać rzeczywistą liczbę zachorowań na COVID-19. Dzięki tak zwanym testom immunoenzymatycznym (ELISA) można określić, kto infekcję wirusem SARS-CoV-2 ma już za sobą. Ponadto, osoby poddane testowi oddają odrobinę krwi, która potem jest badana w laboratorium. Wynik może uwidocznić obecność specyficznych przeciwciał, czyli immunoglobiny IgM oraz IgG, które układ odpornościowy wytworzył do walki z wirusem. W takim przypadku, próbka zmienia kolor.
Dowiedzieć się, kto już się uodpornił
Masowe testy na przeciwciała mają wykazać, u kogo już wykształciła się odporność na COVID-19. W ten sposób można znaleźć tych zarażonych, u których symptomy choroby płuc nie są widoczne w ogóle lub tylko w nieznacznym stopniu i którzy nie wiedzą, że są uodpornieni na infekcję.
Osoba, która już nabyła taką odporność, może na przykład zostać dawcą krwi, by uzyskać surowicę potrzebną w leczeniu pacjentów z COVID-19. Osoby z wykrytą odpornością na SARS-CoV-2 mogłyby ponadto pracować przy opiece nad chorymi, ponieważ ryzyko ponownego zarażenia się jest u nich minimalne.
Pewne nieścisłości
Wiele testów na przeciwciała ma dokładność szacowaną na około 99 procent. To wydaje się wiele, ale w tej sytuacji jest problematyczne. Dokładność taka oznacza bowiem, że jedna setna osób z wynikiem pozytywnym być może wcale nie zaraziła się tą konkretną odmianą koronawirusa, ale inną. Wirusolog Christian Drosten tłumaczył w nagraniu dla niemieckiego nadawcy publicznego NDR, że chodzi o tak zwaną "reakcję krzyżową". W krajach, gdzie liczba przypadków COVID-19 w stosunku do populacji nie jest wysoka, braki w dokładności testów są bardziej odczuwalne niż tam, gdzie bardzo duża część społeczeństwa już przebyła chorobę.
Przykładowe modele badań
Przyjmując, że taki test zostałby zastosowany w kraju, gdzie połowa ludności już jest zarażona, na 50 osób z wynikiem pozytywnym przypadałaby tylko jedna osoba zdiagnozowana błędnie. Ale gdy tylko jedna osoba na tysiąc rzeczywiście jest zainfekowana, wówczas na 10 z wynikiem pozytywnym 9 miałoby złą diagnozę.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
Tymczasem, kilku producentów jednak zachwała swoje testy na przeciwciała jako skuteczne prawie w 100 procentach. Rosja miała 26. maja - według danych Uniwersytetu Johna Hopkinsa - ponad 350 tysięcy wykrytych zarażeń. Przy populacji liczącej około 150 milionów niedokładność takich testów odgrywa więc bardzo dużą rolę. Przetestowanie jak największej liczby osób jednak ma sens, choćby po to, by się dowiedzieć, jak duża jest możliwa liczba niezgłoszonych infekcji. Także to może pomóc w lepszym oszacowaniu sytuacji epidemicznej.