Politycy i dziennikarze
5 stycznia 2012Rozmowa Deutsche Welle
Michael Naumann jest od roku 2010 redaktorem naczelnym miesięcznika "Cicero". Przedtem, przez długie lata, był aktywnym dziennikarzem i wydawcą opiniotwórczego tygodnika Die Zeit Próbował także sił w polityce. W gabinecie kanclerza Schrödera był ministrem kultury, a w roku 2007 kandydował na urząd szefa rządu w Wolnym i Hanzeatyckim Mieście Hamburgu, które ma status kraju związkowego.
Deutsche Welle: Proszę Pana, w jakim stopniu prezydent Christian Wulff zagroził wolności prasy w Niemczech interweniując na rzecz niedopuszczenia do opublikowania niewygodnych dlań treści?
Michael Naumann: Ograniczenie wolności prasy jest zawsze dziełem dwóch stron. Christian Wulff nie starał się jej ograniczyć, ale próbował na nią wpłynąć i osiągnął skutek odwrotny do zamierzonego. Innymi słowy: wolność prasy w Niemczech jest nadal zapewniona, nawet jeśli prezydent federalny wierzy, że poprzez naciski polityczne czy retoryczne, albo czysto osobiste kontakty z redaktorami naczelnymi może na nią wpłynąć. W gruncie rzeczy nie jest to nic nadzwyczajnego, ale w tym przypadku chodzi głównie o sposób, w jaki to uczynił.
Deutsche Welle: Z drugiej strony można argumentować, że artykuły na temat jego życia prywatnego w prasie bulwarowej, prezydent mógł odebrać jako naruszenie jego sfery osobistej. Czym zatem różni się jego sprawa od innych, podobnych przypadków, takich jak choćby księżnej Karoliny z Monako, która wygrała historyczny proces o naruszenie jej sfery prywatnej przez paparazzich?
Michael Naumann: Prezydent federalny, jeszcze zanim nim został, ale także potem, sam wystawił na widok publiczny swoje życie prywatne. Ale akurat w tej sprawie najważniejsze jest to, że przestał być osobą prywatną w chwili, w której zaciągnął prywatny kredyt prowokując podejrzenia, że można go uznać za przyjęcie korzyści. Jako politykowi nie wolno mu tego czynić i musi sobie z tego zdawać sprawę, jakkolwiek od strony prawnej nie mamy tu jeszcze ostatecznej jasności. I w tym cały sęk: żeby wykazać, że dzięki tej pożyczce prezydent uzyskał jakieś korzyści osobiste, prasa musi pokazać coś z jego życia prywatnego. W tym przypadku zdjęcie zakupionego przez niego domu.
Deutsche Welle: Na stosunki między dziennikarzami i politykami może Pan spojrzeć z obu stron, był Pan bowiem i dziennikarzem, i politykiem. Na ile niezwykła jest podjęta przez Christiana Wulffa próba wywarcia wpływu na treść medialnych informacji o nim?
Michael Naumann: Politycy z zasady, czy przez swoich rzeczników prasowych, czy przez zakulisowe rozmowy, starają się wpłynąć na sposób, w jaki o nich i o ich pracy, donoszą mass media. Odnosi się to zarówno do prawicy, jak i lewicy, i to jest zupełnie normalne. Zjawiskiem nienormalnym jest natomiast próba zapobieżenia określonej publikacji poprzez osobiste telefony. Tego się nie robi.
Deutsche Welle: Czy to rzeczywiście absolutnie odosobniony przypadek, czy też podobne interwencje zdarzały się już wcześniej?
Michael Naumann: Najgłośniejszą sprawą tego typu jest Afera Watergate, kiedy dziennik Washington Post wykrył i ujawnił nielegalne machinacje Białego Domu podczas prezydentury Richarda Nixona. Chodziło wtedy o włamanie się do sztabu wyborczego konkurencyjnej Partii Demokratycznej. Wtedy - co oczywiste - Biały Dom wywierał naciski na wydawczynię tej gazety i na jej redaktora naczelnego poprzez telefony ministra sprawiedliwości i temu podobne. Pismo przetrzymało to i nie pozwoliło sobą manipulować. Ale znane są też inne, głośne sprawy, nastręczające więcej problemów z ich oceną. Na przykład redakcja pisma New York Times wiedziała szczegółowo o wielu przyczynach przystąpienia USA do drugiej wojny z Irakiem, które nie pokrywały się z jej oficjalnym uzasadnieniem, ale dla dobra sprawy poszła wtedy na współpracę w Białym Domem i administracją George`a W. Busha, z czego się później tłumaczyła i za co przeprosiła. Ta cicha współpraca jest dobrze znana.
Deutsche Welle: Dlaczego zatem sprawa Christiana Wulffa budzi aż tak duże zainteresowanie?
Michael Naumann: Telefony z centrali władzy demokracji parlamentarnej do dziennikarzy, podczas których prosi się ich o zachowanie dyskrecji, zwłaszcza wtedy, kiedy chodzi o ważne sprawy polityki zagranicznej, zdarzają sią od czasu do czasu i nie są niczym nadzwyczajnym. Nie są to jednak telefony z pogróżkami, podczas których mówi się o "wojnie" i temu podobnych rzeczach. Jeśli coś takiego wychodzi od prezydenta, wtedy wzburzenie i emocje są odpowiednio duże.
Deutsche Welle: A jak, Pana zdaniem, wygląda dziś wolność prasy w Niemczech?
Michael Naumann: Uważam, że jest wysoko rozwinięta i nie mam najmniejszego powodu przypuszczać, że jest w jakiś sposób zagrożona. Niepokoi mnie natomiast coś innego: jeśli rozejrzymy się dokładniej w Internecie, stwierdzimy, że granice dyskrecji są tam stale naruszane. Ale moje troski mają raczej charakter kulturowy niż prawny.
Z Michaelem Naumannem rozmawiała Sarah Judith Hofmann
Przekład: Andrzej Pawlak
Red. odp.: Elżbieta Stasik