Brexit: decydujący tydzień
11 marca 2019Czy w tym tygodniu brytyjski parlament w końcu zdecyduje co z umową brexitową? I czy planowane na wtorek (12.03.2019) głosowanie przyniesienie koniec zamieszania czy zamieszanie bez końca?
Theresa May do ostatniej chwili przeciąga swoją walkę o wyprowadzenie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Do oficjalnego terminu brexitu – 29 marca – zostały już niecałe trzy tygodnie. Ale rezultat toczącego się w Londynie sporu wciąż pozostaje zagadką.
Apele ostatniej szansy
Jeszcze w piątek (8.03.2019) szefowa brytyjskiego rządu odwiedziła portowe miasto Grimsby, gdzie ponad 60 procent mieszkańców opowiedziało się w referendum za brexitem. Po upadku lokalnego przemysłu rybnego, miejscowość walczy o przetrwanie. May zwróciła się tam z ostatnim apelem do Brytyjczyków, własnej partii i do Unii Europejskiej. Brytyjska premier wezwała UE do „ostatniego wysiłku”, aby w tym tygodniu doprowadzić brexit do celu. Tak, jakby leżało to w interesie Europejczyków, by pomóc Brytyjczykom w wyjściu ze wspólnoty. May ostrzegała też, że konserwatywni dogmatycy w jej partii, nie popierając umowy z Brukselą, sami zagrażają brexitowi.
W niedzielę (10.03.2019) głos zabrał minister spraw zagranicznych Jeremy Hunt i sięgnął po jeszcze ostrzejsze słowa. W telewizji BBC powiedział, że jeśli umowa brexitowa nie znajdzie w tym tygodniu poparcia większości w parlamencie, to pojawi się ryzyko „przegrania brexitu”. Jeśli głosowanie znowu zakończy się porażką, tak jak w styczniu, to będziemy już w 2/3 drogi do „nie brexitu” – mówił, ostrzegając, że będzie to miało katastrofalne skutki dla przyszłości partii konserwatywnej.
Marne perspektywy dla May
Te wygłaszane w ostatnim momencie apele, raczej nie skłonią nikogo do zmiany stanowiska. Wszystko wskazuje na to, że Theresa May we wtorek znowu przegra głosowanie w Izbie Gmin. Decydująca będzie postawa północnoirlandzkiej partii DUP i radykalnych konserwatywnych brexitowców skupionych wokół Jacoba Rees-Mogga.
Wysyłał on ostatnio niejednoznaczne sygnały. Z jednej strony sugerował gotowość do kompromisu, z drugiej strony określał wynegocjowaną umowę brexitową jako „nie do przyjęcia i nie do zniesienia". Także były minister ds. brexitu i znany zwolennik wyjścia kraju z UE David Davis mówił w niedzielę o „potwornym porozumieniu”. Nie wygląda to na zapowiedź zgody.
Co dalej, jeśli May przegra?
Prowadzone w weekend w Brukseli rozmowy ostatniej szansy na temat poprawek w umowie brexitowej zakończyły się fiaskiem. Negocjatorzy utknęli w martwym punkcie. W poniedziałek May nieoczekiwanie ogłosiła jednak porozumienie po rozmowach z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claudem Junckerem. Czy to wystarczy, aby przekonać Izbę Gmin. Jeśli May przegra we wtorek, zapowiedziała już następne głosowanie, w którym parlament ma wykluczyć możliwość wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty bez żadnej umowy. W tym przypadku ze znalezieniem większości nie powinno być problemu.
Następnym krokiem byłoby zmuszenie premier przez parlament do wystąpienia do UE o przesunięcie terminu wyjścia. May prawdopodobnie sama złoży taki wniosek nie czekając na nakaz parlamentu.
Jak długie przedłużenie?
Kontrowersje budzi jednak to, jak długa ma być ta brexitowa dogrywka. Theresa May chce jedynie krótkiego, technicznego przełożenia terminu do końca czerwca. Prawdopodobnie na szczycie UE w Brukseli w połowie marca, brytyjska premier jeszcze raz będzie próbowała nakłonić europejskich przywódców do ustępstw ws. umowy. May już raz się to nie udało, ale jest ona niezwykle uparta.
Ostateczne głosowanie co do umowy brexitowej mogłoby wówczas odbyć się w Izbie Gmin pod koniec marca, trzy dni przed oficjalnym terminem wyjścia ze wspólnoty. Mówi się także o przesunięciu brexitu na jeszcze późniejszy termin. W Unii Europejskiej słychać głosy, aby dać Brytyjczykom czas do końca 2020. Pomysł popierają nawet niektórzy brytyjscy konserwatyści.
Szukając wyjścia z beznadziejnej sytuacji wspomina się też o drugim referendum. Co jakiś czas powraca też pytanie, jak długo jeszcze Theresa May będzie w stanie utrzymać się na stanowisku wobec brexitowego chaosu, za który sama odpowiada. Nie brakuje prób usunięcia jej z funkcji premiera. Jak dotąd, wszelkie informacje o politycznym końcu brytyjskiej premier, okazują się jednak przedwczesne.