Anna Lewandowska: Uwielbiam niemiecki "Ordnung"
23 marca 2018Deutsche Welle: Siedzisz sobie w restauracji w Monachium, nie ma sensacji, że oto tu siedzi Anna Lewandowska. Doceniasz ten komfort? Czy jednak wolisz być gwiazdą w Polsce?
Anna Lewandowska: Zdecydowanie lubię spokój, ale pracuję w Polsce i tu zajmuję się różnymi projektami, które uwielbiam. Kiedy jestem w Monachium jest o wiele ciszej. Mogę spokojnie wyjść do restauracji, bardziej myślę tu o czasie, jaki mogę spędzić z moim mężem, bo w Polsce zdecydowanie trudniej jest wyjść z Robertem (śmiech).
DW: Chciałabyś być czasem zwykłą Kowalską i nie mieć tak sławnego męża?
AL: To, jak pracujemy i działamy, to część naszego życia. W jakiś sposób się na to zgodziliśmy i szanujemy to. Zdaję sobie również sprawę z tego, że spotkania z różnymi osobami czy zainteresowanie mediów są częścią naszej pracy.
DW: Czym jeszcze różni się Twoje życie w Monachium od życia w Polsce?
AL: W Niemczech mogę popracować zdalnie z domu z komputerem, piszę artykuły na bloga, nadzoruję swoje projekty, planuję rozwój kolejnych, trenuję, układam programy treningowe. Przede wszystkim jednak spędzam czas z Klarą i z Robertem. Natomiast w Polsce, kiedy np. Robert ma zgrupowanie reprezentacji Polski, to zawsze są to intensywniejsze dni. Jak wracam do Monachium, jest wtedy chwila oddechu, zamykam się w domu z rodzinką.
DW: Inspirują Cię Niemcy?
AL: Jasne! Uwielbiam tutaj ten "Ordnung", czyli jak wszystko jest zaplanowane i poukładane, a ja lubię mieć plan. Mam na myśli wszystko, co jest związane z parkowaniem, z płaceniem mandatów, spóźnianiem się czy rezerwacją czegokolwiek. Jak chcemy naprawić zmywarkę w domu, to najpierw przychodzi ktoś od sprawdzenia sprzętu, a następnego dnia druga osoba ustala termin naprawy. W Polsce może jest szybciej, tu za to jest porządek. Niemcy jako ludzie są bardzo sympatyczni, są też bardzo świadomi swojego ciała pod względem zdrowia. Mam swoją markę Foods by Ann i bardzo inspiruję się tutejszymi zdrowymi produktami. Ten rynek jest w Niemczech niesamowicie rozwinięty.
DW: Uważasz, że Niemcy żyją zdrowiej niż Polacy?
AL: Trudno powiedzieć, czy zdrowiej, mają na pewno lepszy dostęp do zdrowych produktów. Mówię tu o produktach od rolników czy tych ekologicznych. Tu na każdym kroku jest jakiś zdrowy snack, który można złapać w trakcie podróży lub zjeść na mieście.
DW: To jak się ma do tego fakt, że aż 2/3 mężczyzn i połowa kobiet ma tu nadwagę?
AL: Pamiętajmy, że Polacy też są w tej górnej granicy otyłości. Moją największą konkurencją jest niezdrowa żywność. Staram się w tej kwestii uświadamiać Polaków, szczególnie być inspiracją dla dzieci, dla kobiet, pokazywać, jak ważne jest zdrowe żywienie.
DW: Niemców też inspirujesz. Dwa lata temu wydałaś na niemieckim rynku książkę „Best Body Plan”.
AL: To, czym się zajmuję, spotyka się w Niemczech z zainteresowaniem. Miło mi, że książka, którą napisałam w Polsce, została przetłumaczona na niemiecki. Właśnie dostałam propozycję popracowania nad kolejnym projektem wydawniczym i to mnie cieszy. Czasem ktoś podchodzi do mnie na ulicy i mówi – O, Ania, nie rozumiem nic po polsku, ale mam Twoją płytę i trenuję z Tobą. Czy będzie coś po niemiecku? Dla mnie to jest motywacja, żeby działać też tu.
DW: A więc jednak rozpoznają Cię w Niemczech na ulicy...
AL: Czasami tak, ale nie tak jak w Polsce i to jest też miłe.
DW: Chciałabyś zostać trenerką Niemek?
AL: Podchodzę do tego na spokojnie. Dostaję pytania, czy nie poprowadziłabym eventów sportowych i jeżeli to się uda, to będzie super, bo to jest naprawdę ogromna energia.
DW: Uczysz się niemieckiego?
AL: Uczyłam się wcześniej w Dortmundzie. Teraz tak naprawdę bardzo dużo rozumiem. Na co dzień posługuję się angielskim i częściowo niemieckim.
DW: Zdradzisz nam swoje ulubione miejsca w Monachium?
AL: Jest wiele miejsc, które lubię szczególnie latem. Połowę ciąży tu spędziłam. Zwiedzałam, robiłam zdjęcia na bloga, szukałam inspiracji. Lubię zdrowe knajpki w pobliżu Schwabing, Viktualienmarkt, chętnie zaglądam do włoskich restauracji. Z kolei w Englischer Garten lubię trenować. To olbrzymi park, jeden z największych na świecie.
DW: Czyli normalne życie rodzinne jest możliwe, nawet, kiedy ma się tak sławnego męża…
AL: Zdecydowanie tak. Wszystko zależy od nas. Wydaje mi się, że jesteśmy w dalszym ciągu parą, która gdzieś łapie za swoje marzenia i realizuje je, ale przy tym zostaliśmy cały czas tymi samymi ludźmi.
DW: Robert Lewandowski też chodzi na zakupy?
AL: Chodzi. Też na Viktualienmarkt.
DW: Masz czasem takie uczucie, że żyjesz w bajce, gdzie wszystko jest idealne?
AL: To nie jest tak. Moja przeszłość z czasów dzieciństwa, to jak rozwijałam się jako sportowiec, z dziewczyny zmieniłam się w kobietę, to jak poznawałam ludzi, na których się zawodziłam, a jacy teraz stają na mojej drodze – to jest życie. Uważam, że życie pisze różne scenariusze. Pracujemy na swoje, ale to nie jest najważniejsze w życiu i zawsze o tym mówimy. Wcześniej, jak i teraz po urodzeniu Klary, skupiamy się na innych aspektach. Na rodzinie, na bliskich, na projektach, w które się angażujemy no i na karierze sportowej Roberta.
DW: Dzielnie wspierasz swojego męża w karierze już od lat. Wciąż jesteś jego ekspertką od spraw odżywiania?
AL: Układam mu w dalszym ciągu suplementację, ale teraz skupiamy się na jego regeneracji i na śnie, bo to jest najważniejsze dla sportowca. Robert jest już na tyle świadomą osobą, że przez tyle lat pracy nad jego dietą, wie dokładnie, jak powinien się odżywiać.
DW: Czego nie wolno mu jeść?
AL: Nie mogę wchodzić w szczegóły, ale są produkty, które nie służą w szczególności sportowcom. Ich ciało to ogromna machina, nad którą cały czas trzeba pracować i ją pielęgnować, bo do końca kariery będzie na obrotach. Bardzo lubię temat probiotykoterapii, układu pokarmowego, metabolizmu. To są ważne aspekty, o które trzeba zadbać, bo całe zdrowie zaczyna się od jelit.
DW: Podobno piłkarze z Bayern Monachium są wielkimi fanami Twoich kulinarnych zdolności
AL: Może nie przesadzajmy z tymi wielkimi fanami, ale rzeczywiście jak czasami piekę coś Robertowi, to on zabiera to do klubu czy w podróż. Kiedyś Bastian Schweinsteiger zabrał Robertowi czekoladowe ciasto i wysłali mi zdjęcie. Było mi przemiło. Cieszy mnie, że mogę wysłać moje produkty chłopakom z Bayernu i im to smakuje. Czasem mnie podpytują: Anna, teraz jestem glutenfree, czy mogę posmakować Twoich muesli? I to jest dla mnie bardzo fajne, że mogę zainspirować różnymi smakami największe gwiazdy Bundesligi.
DW: Kto jest oazą spokoju w waszym związku?
AL: Robert!
DW: A Ty?
AL: Ja jestem bardziej żywiołowa.
DW: Bywasz czasem też smutna? Trudno doszukać się takich zdjęć na Twoim Instagramie...
AL: Tak, i to nie jest wszystko tak kolorowe, jak by się wydawało. Mnie napędzają bliskie mi osoby, rodzina, przyjaciele, otaczający mnie ludzie. Na obozach, które prowadzę, dostaję ogromną energię. Natomiast moje baterie też są w pewnym momencie na wyczerpaniu i muszę je doładować. Mam swoje sposoby. Szczególnie po urodzeniu Klary zdałam sobie sprawę, że ja nic nie muszę. Nie muszę nikomu nic udowadniać, trenuję, kiedy mam na to ochotę. Kiedyś zamykałam się na siłowni, teraz jest kompletnie inaczej.
DW: Co jest w stanie wyprowadzić Cię z równowagi?
AL: Brak lojalności, plotkarstwo.
DW: Jesteś cierpliwa?
AL: Pewnie widziałaś, jak pędziłam do restauracji, bo było mi zimno (śmiech). Nie jestem cierpliwa i nad tym pracuję. To jest moja wada.
DW: A jakbyś miała opisać Roberta, którego my znamy tylko z telewizji…
AL: Jest bardzo profesjonalny, zdyscyplinowany, ciepły, uśmiechnięty i rodzinny.
DW: Mówi się już o Was Lewandowscy Team. Jaką macie misję?
AL: Pojęcie Lewandowscy Team wykreowało się samo. Mamy świadomość, że jesteśmy ambasadorami zdrowego stylu życia. Chcemy inspirować ludzi, uświadamiać, dawać tę energię i pokazywać, jak fajne jest życie. Zdaje sobie z tego sprawę, jak dzieci reagują na Roberta, jakie jest zainteresowanie mężem. To jest niesamowite. Kiedyś Klarcia zobaczy, dlaczego tata jest taki kochany i to jest wspaniałe. Za kilka lat usiądziemy sobie przy kominku i będziemy wspominać te fajne chwile, bo trzeba czerpać z tego pełnymi garściami. Dzielić się dobrą energią i cieszyć się z tego, co się ma.
DW: Gdzie dzisiaj wisi poprzeczka Anny Lewandowskiej?
AL: Wisi wysoko i czasami moją wadą jest to, że wymagam od siebie za dużo. Staram się zwolnić. Natomiast moja lista planów i celów jest długa. Chciałabym rozwijać moją markę, wejść mocniej w mentoring, w motywację. Ale przede wszystkim chciałabym się oddać tematowi macierzyństwa, zbudować platformę dla mam i pokazywać to, jak fajnie jest się wspierać w różnych problemach domowych. Chciałabym też dać motywację mojemu dziecku, żeby Klara widziała, jakie dobre rzeczy dzieją się wokół niej w życiu.
Rozmawiała Anna Macioł-Holthausen