2013: co nowego w polityce?
2 stycznia 2013Kto będzie rządził Niemcami po wyborach do Bundestagu we wrześniu? Walka wyborcza wpłynie w decydującym stopniu na kształt życia politycznego w RFN w nadchodzących miesiącach. Ale na tym świat się nie kończy. Na roztrzygnięcie czeka także wiele innych, ważnych kwestii.
Zmniejszmy poziom stresu!
Gdyby to hasło, wysunięte przez Partię Lewica odnieść do całokształtu życia politycznego w kraju, to w roku, w którym Niemcy czekają wybory powszechne i ewentualna zmiana u steru władzy, byłoby hasłem bez pokrycia. Ale działacze Lewicy mieli na uwadze walkę ze stresem w miejscu pracy i związane z nim problemy. Co drugi Niemiec przechodzi na wcześniejszą emeryturę wskutek problemów psychicznych: depresji, stanów lękowych, tzw. syndromu wypalenia i innych zaburzeń, które są w najwyższym stopniu alarmujące, bo nabierają powoli charakteru choroby społecznej numer jeden.
Pod tym względem opozycja z lewa może liczyć na poparcie koalicji rządzącej. Ale jeśli już mówimy o sprawach, które wystawiają na ciężką próbę stan nerwów polityków, to nie można zapomnieć o tych, które wciąż dalekie są od pozytywnego rozstrzygnięcia, z kryzysem zadłużenia w strefie euro na czele. W tej chwili pięć państw z tej strefy, liczącej siedemnastu członków, skazanych jest na pomoc z zewnątrz. W praktyce oznacza to: na pieniądze niemieckich podatników, bowiem Republika Federalna pozostaje nadal głównym poręczycielem pożyczek i głównym płatnikiem do unijnej kasy.
Przyjęte już rozwiązania, z funduszem ratunkowym ESM, nie udowodniły jeszcze swej skuteczności, ale mogą wpłynąć zarówno na charakter walki wyborczej, jak i na wynik głosowania do Bundestagu, jeśli okażą się niewystarczające, a opozycja zacznie zarzucać kanclerz Merkel, jako "głównej ratunkowej" euro, że działa na szkodę wspomnianych wyżej podatników i inwestuje ich ciężko zarobione pieniądze w sprawę nie do uratowania. Owszem, to w dużym stopniu demagogia, ale "na wojnie, jak na wojnie", a wybory są przecież nie przebierającą w środkach walką o względy elektoratu.
Koalicja? Tak, ale jaka?
Do wyborów pozostało jednak jeszcze aż dziewięć miesięcy i na razie pozycja Angeli Merkel wydaje się nie zagrożona. Co prawda rządząca koalicja chadecko-liberalna nie ma w tej chwili większości, jeśli wierzyć najnowszym sondażom, ale nawet gdyby przegrała wybory, to głównym przegranym będzie wtedy partia FDP, która wypadnie z gry.
Macierzysta partia pani kanclerz, CDU, jest w dalszym ciągu główną siłą polityczną w kraju i nadal będzie nim rządzić. Pytanie tylko: z kim? SPD i Zieloni nie mają dość siły ani poparcia, żeby ją zdetronizować, a ponieważ nie chcą koalicji z Partią Lewicy, najbardziej prawdopodobnym skutkiem wyborów będzie odnowienie rządów wielkiej koalicji CDU-SPD.
Kandydat SPD na kanclerza, Peer Steinbrück, z góry zapowiedział, że nie zgodzi się na objęcie funkcji wicekanclerza. Jego przygniatające zwycięstwo nad Angelą Merkel byłoby wielką sensacją. Jeśli jednak sprawy potoczą sią zgodnie z przewidywaniami, to znaczy: jeśli CDU zdobędzie najwięcej głosów i wyprzedzi SPD, to będziemy mieli rząd wielkiej koalicji, ale Peera Steinbrücka zastąpi w niej Frank-Walter Steinmeier.
Rozwiązanie alternatywne w postaci koalicji CDU/Zieloni jest teoretycznie możliwe, ale bardzo mało prawdopodobne. Więcej na ten temat będzie można powiedzieć po wyborach do Landtagu w Dolnej Saksonii, rządzonej w tej chwili przez koalicję CDU/FDP. Gdyby liberałowie z FDP nie weszli do parlamentu krajowego w Hanowerze, to ta klęska mogłaby oznaczać koniec kariery politycznej szefa FDP i obecnego ministra gospodarki Philippa Röslera.
Inne problemy i zagrożenia
Po tym przedwyborczym wróżeniu z fusów, przejdźmy do faktów. A mówiąc ściślej do spraw, które są obecne w życiu polityczno-gospodarczym kraju, ale których ostateczny wynik pozostaje niewiadomą.
Tu na plan pierwszy wchodzi tzw. rewolucja energetyczna, czylli stopniowe zastępowanie w Niemczech energii nuklearnej, energią ze źródeł odnawialnych. Pomysł jest dobry, ale koszty jego realizacji stale rosną. Dla przeciętnego zjadacza chleba w RFN czysta, zielona energia to wyższe rachunki za prąd. Tego nikt nie lubi i energetyka też może stać się polem walki wyborczej.
Podobnie jak kryzys euro, o którym mówiliśmy już wcześniej. Nawoływania do uporządkowania rynków finansowych i zwiększenia kontroli nad bankami są stałym elementem wypowiedzi polityków. Cały szkopuł jednak w tym, że politycy wiele o tym mówią, ale mają za mało siły, żeby coś zmienić na lepsze. Wyborcy o tym wiedzą i w razie nowego kryzysu finansowego wystawią im za to rachunek.
Arabska wiosna i wywołane nią zmiany w krajach Bliskiego Wschodu interesują Niemców o tyle o ile. Dobrze jest pojechać na urlop do Egiptu lub Tunezji, jeżeli panuje w nich spokój, ale Hiszpania też przyjmuje turystów, a pogoda w Chorwacji niewiele ustępouje tej w Egipcie. Ten zapalny region świata może wpłynąć na życie w Niemczech wtedy, gdyby doszło w nim do wybuchu. Na przykład: do wojny między Izraelem i Iranem.
W podobny sposób można spojrzeć na bieg spraw w jeszcze bardziej odległym Afganistanie. Jeśli nie giną tam żołnierze Bundeswehry, a w roku 2012 na szczęście żaden z nich nie zginął, to Niemcy mogą co najwyżej zżymać się na koszty misji ISAF. Cała reszta interesuje tylko nielicznych.
Co innego jeśli chodzi o wpadki niemieckiego aparatu ścigania i związane z nimi dymisje, po błędach popełnionych w śledztwie przeciwko członkom bojówki terrorystycznej NSU. Jeśli wyjdą na jaw nowe sensacje, to mogą zaszkodzić one chadekom i liberałom. Zagrożenie z prawa może zaowocować ponadto delegalizacją partii NPD, ale to nie nastąpi do wrześniowych wyborów. Innymi słowy: czeka nas obfity w wydarzenia polityczne rok, ale przewidywać z góry co i jak będzie, mogą jedynie wróżbici. Reszcie pozostaje spokojnie poczekać na to, co się stanie.
Andrzej Pawlak / Bernd Gräßler
red. odp.. Elżbieta Stasik