2011: Na saksy bez ograniczeń
4 maja 2010W ciągu najbliższych 10 lat liczba fachowców w wieku produkcyjnym spadnie w Niemczech o 15 procent. Karl Brenke z Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (DIW) w Berlinie krytykuje, że "Niemcy przespali szansę na zmniejszenie deficytu, jaką było rozszerzenie UE w 2004 roku".
Więcej szkód niż korzyści
"Ograniczenia w dostępie do rynku przyniosły Niemcom więcej szkód niż korzyści", mówi Brenke: "Kilka lat temu mogliśmy zdobyć najlepszych spośród tych, którzy byli gotowi wyemigrować. Wtedy nasi politycy nie mieli odwagi, a teraz najlepsi fachowcy są w Wielkiej Brytanii, podczas gdy nam nadal brakuje ludzi", dodaje.
Jacek Robak z Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji przy Ambasadzie Polskiej w Berlinie jest nieco innego zdania. "Owszem, Niemcy się spóżnili, ale kiedy rynek pracy zostanie otwarty, stanie się on dla Polaków alternatywą do Wielkiej Brytanii", mówi.
Konsekwencje dopiero odczujemy
W Niemczech brakuje kilkuset tysięcy fachowców. Tymczasem sytuacja demograficzna jest coraz gorsza. Firmy pośredniczące w szukaniu pracy szukają m.in. 100 tysięcy inżynierów oraz co najmniej drugie tyle fachowców z innych branż, głównie w zawodach technicznych, transporcie oraz sektorze usługowym. "Mamy 4600 wolnych miejsc pracy, także dla rzemieślników", mówi Petra Timm z firmy Randstad. Andreas Bachmann z firmy Manpower twierdzi, że jego firma ma wiele wolnych miejsc w sektorze opieki nad chorymi. "To jest branża przyszłości i praktycznie niezależna od kryzysów gospodarczych", dodaje. Manpower oferuje obecnie programy kształcenia dla osób chcących pracować w tym sektorze.
Zdaniem Jacka Robaka w najbliższych latach napięcie na rynku pracy w Niemczech oraz w Polsce będzie się nasilało. Robak uważa, że wielu polskich fachowców z regionów blisko granicy będzie szukało pracy po niemieckiej stronie. "Wtedy także w Polsce odczuje się skutki eksodusu do Anglii", mówi.
"Od wejścia Polski do UE do Wielkiej Brytanii wyjechało 800 tysięcy, głównie młodych Polaków", przyznaje Robert Szaniawski, rzecznik prasowy Ambasady Polskiej w Londynie. Rozmowy w środowisku polonijnym potwierdzają, że dla wielu osób Anglia nie była celem marzeń, lecz kompromisem, gdyż Niemcy, jako największy rynek pracy w Europie wprowadziły okresy przejściowe.
Młodym przeszkadza biurokracja
Także Anna Zielonka, 27-letnia wychowawczyni w londyńskim przedszkolu w dzielnicy Fulham, trafiła do Anglii, pomimo braku znajomości angielskiego. "Choć całe życie uczyłam się niemieckiego, trafiłam tutaj, bo nawet bez znajomości języka, było mi stosunkowo łatwo o pracę i pobyt. Z Niemcami natomiast kojarzę raczej biurokratyczne problemy", mówi. Do Londynu wyjechała po studiach pedagogicznych w Polsce: "Nauczyłam się szybko angielskiego i spełniam się teraz w swoim zawodzie za dobre pieniądze", tłumaczy.
28-letni Roman z Poznania także zamierzał początkowo spróbować szczęścia w Niemczech. Choć zna dobrze niemiecki, trafił jednak do Londynu. Od trzech lat pracuje w dobrym hotelu, a jego dziewczyna jest stewardessą dla BMP, przewoźnika lotniczego należącego do Lufthansy. "Początkowo myślałem o Niemczech, ale tam nie było szans na legalną pracę, dlatego moja dziewczyna wybrała się do Anglii, więc zdecydowałem, że pojadę za nią i dobrze wyszło", opowiada. Dodaje, że w przyszłości być może przeniosą się jednak do Niemiec: "Jeżeli moja dziewczyna dostałaby tam pracę w Lufthansie, to może spróbujemy, bo to jednak bliżej domu".
Polskie firmy czekają na swoich
Fachowcy zakładają, że migracja do Niemiec po 1 maja 2011 nie będzie tak wielka, jak kilka lat temu do Anglii, ale będzie regularnie rosła, Ekspert ds. rynku pracy w berlińskim instytucie DIW, Karl Brenke twierdzi: "Tym bardziej, że tysiące z nich już tutaj żyją, jako jednoosobowe firmy, np. rzemieślnicy". Dodaje: "Wielu z nich zacznie teraz szukać zatrudnienia".
Jacek Robak z Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji oczekuje po 1 maja 2011 większej fali migracji Polaków do Niemiec, niż do tej pory. "Niemcy są interesującym rynkiem pracy, bo są tutaj wysokie stawki i jest się bardzo blisko kraju", mówi. "Kiedy będzie wiadomo, że nie ma żadnych ograniczeń, Polacy zaczną się tutaj poważnie rozglądać za pracą, a firmy za Polakami", uważa.
Tymczasem firma Randstad, która jest największym pośrednikiem pracy w Niemczech, obawia się teraz nie napływu siły roboczej, lecz dumpingu ze strony polskich pośredników. "Obecnie dążymy do tego, by politycy ustalili stawki minimalne dla wynagrodzeń taryfowych, których będą się musieli trzymać wszyscy", mówi Petra Timm z Randstad. Tłumaczy, że w przeciwnym razie np. polscy pośrednicy pracy będą mogli oferować pracowników za dumpingowe wynagrodzenie, co obniży poziom wynagrodzenia w Niemczech i pogorszy warunki pracy.
Polskie inwestycje pomogą
Zdaniem Jacka Robaka na wzrost liczby Polaków na niemieckim rynku pracy wpłyną też dalsze polskie inwestycje. Jak wynika z raportu grupy consultingowej KPMG Niemcy są dziś najciekawszym rynkiem do inwestycji dla polskich firm - do tej pory zainwestowały one w Niemczech 800 milionów euro. Według raportu polscy przedsiębiorcy inwestują w Niemczech trzy razy chętniej niż gdzieindziej, bo "z Niemiec łatwiej zdobyć dalsze rynki" - tłumaczy Jacek Robak z Wydziału Handlu i Promocji Inwestycji przy Ambasadzie Polskiej w Berlinie. "Kiedy za rok zostaną zniesione okresy przejściowe na niemieckim rynku pracy, polskie firmy jeszcze chętniej będą się tutaj osiedlały, bo nie będą też miały przeszkód w zatrudnianiu Polaków", twierdzi.
Róża Romaniec, Berlin
red.odp.: Małgorzata Matzke