20 lat Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy
17 czerwca 2011Kiedy 20 lat temu runął komunizm, oczekiwania wobec przyszłości Europy wahały się między euforią a zatroskaniem. Polska, która była przede wszystkim zajęta polityczymi przemianami i transformacją gospodarki, musiała także uregulować kwestie polityki zagranicznej. Niemal z każdej strony pojawili się nowi sąsiedzi. Na południu rozpadła się Czechosłowacja, a na zachodzie zjednoczyły się Niemcy. Tym samym Warszawa znalazła się pomiędzy powiększonymi Niemcami a upadającym ZSRR.
W takiej sytuacji uznanie przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie (14.11.1990) i podpisanie Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy (17.06.1991) było czymś więcej, niż gestem politycznym. Ratyfikacja umów dawała niepodległej Polsce poczucie bezpieczeństwa. "Traktat z RFN - do niedawna państwem wrogiego bloku - oznaczał stabilizację dla Polski oraz dla Europy" - ocenia młody polski historyk Tytus Jaskułowski.
Zaufanie fundamentem
Jaskułowski, który pochodzi z Gdańska i pracuje dziś na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie, jest współautorem publikacji na temat Traktatu, której wydanie wsparła Fundacja Polsko-Niemieckiej Współpracy. Książka jest zbiorem wywiadów, jakie młody historyk Tytus Jaskułowski i pracowniczka fundacji Karolina Gil przeprowadzili z autorami i sygnatariuszami dokumentu z 17 czerwca 1991 roku.
"Dziś można spokojnie powiedzieć, że ten Traktat to przykład bez precedensu" - ocenia Jaskułowski. "Można go właściwie porównać tylko z Traktatem Elizejskim, jaki Niemcy podpisali w 1963 roku z Francją" - dodaje. Dokument z 17 czerwca 1991 roku pokazuje, że Polska i Niemcy po raz pierwszy w historii ostatnich stuleci postanowiły budować wzajemne relacje na zaufaniu. "Dziś wydaje się to oczywiste, jednak 20 lat temu wyglądało to inaczej" - zauważa historyk.
Coś za coś
Na dobrym sąsiedztwie zależało obydwu krajom. Podczas gdy Warszawa przykładała jednak większą wagę do traktatu granicznego, bo gwarantował bezpieczeństwo, o tyle Berlinowi zależało właśnie na uregulowaniu współpracy. Poza tym świeżo zjednoczone Niemcy chciały wykazać wiarygodność, ale i osiągnąć, by Polska uznała istnienie mniejszości niemieckiej oraz przyznała jej odpowiednie prawa.
Po blisko dwuletnim procesie przygotowań dokumentu, kanclerz Helmut Kohl i premier Krzysztof Bielecki podpisali 17 czerwca 1991 w Bonn Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Umowa reguluje w 38 artykułach niemal wszystkie płaszczyzny współpracy - od bezpieczeństwa, polityki i gospodarki, po prawodawstwo, ochronę środowiska i wymianę młodzieży. Niemcy żyjący w Polsce uzyskali status mniejszości narodowej i wsparcie polskiego rządu w kwestii pielęgnowania kultury i języka. Polska natomiast zyskała poparcie Niemiec na drodze do europejskiej integracji.
Poznać sąsiada
Obok współpracy politycznej Traktat umożliwił jednak przede wszystkim kooperację na płaszczyźnie społeczeństw. Po obydwu stronach granicy powstały nowe instytucje, m.in. Polsko-Niemiecka Wymiana Młodzieży. Ich nadrzędnym celem jest pomoc w poznaniu i zrozumieniu sąsiada. Traktat umożliwił nawiązanie 650 partnerstw regionów i miast oraz osobistych kontaktów między młodymi Niemcami i Polakami.
Skorzystał na nim także polski historyk Tytus Jaskułowski, który przyjechał w połowie lat 90-tych do Niemiec na stypendium naukowe. "Wcześniej także istniały programy stypendialne, ale po 1991 roku taka wymiana stała się możliwa naprawdę dla każdego, kto był tym zainteresowany" - opowiada 35-letni naukowiec.
Porozumienie najważniejsze
Traktat nie rozwiązał jednak wszystkich polsko-niemieckich sporów i to właśnie krytycy zarzucają jego autorom do dziś. Strony nie mogły się porozumieć m.in. w sprawie statusu mniejszości narodowej dla żyjącej w Niemczech Polonii oraz w kontrowersyjnie dyskutowanych kwestiach finansowych (dotyczyło to m.in. odszkodowań, czego domagały się środowiska wypędzonych).
Autorzy Traktatu podkreślają jednak, że właśnie w "niedoskonałości" tkwi tajemnica tego sukcesu. "Ten dokument był kompromisem, przy którym obydwie strony świadomie zdecydowały się sobie zaufać i opisać obszary wspólnego porozumienia, a nie nieporozumienia" - tłumaczy dziś Tadeusz Mazowiecki.
Uniwersalny Traktat
"20 lat temu Niemcy i Polacy po prostu zrozumieli, iż lepiej się porozumieć w kwestiach zgodnych, niż nie porozumieć się wcale" - mówi Jaskułowski. Jego zdaniem "historia pokazuje, że była to słuszna decyzja, a kwestie sporne okazały się bez znaczenia lub są rozwiązywane dziś". Jaskułowski zaznacza, że Traktat "nabiera z czasem uniwersalności i staje się przykładem dla Europy". "Polsko-niemiecki dokument kieruje się zasadą solidarności i sąsiedzkiej pomocy, co powinno być podstawą europejskiej polityki sąsiedztwa, obojętnie czy wobec Wschodu, czy regionu basenu Morza Sródziemnego".
Róża Romaniec
Red. odp.: Iwona D. Metzner / du