Zamiast pomóc, grożą!
13 września 2011Gdy Heinz B. wraca myślami do 14 kwietnia 2003 roku, opanowuje go smutek. Jego ojciec został przewieziony do szpitala z podejrzeniem wylewu. W wyroku sądu napisano, że ojciec skarżącego czekał kilka godzin na pomoc lekarską. Heinz B.: "Wydawało mi się, że jestem w miejscu, gdzie powinno się człowiekowi pomóc, a jednak nikt się nie kwapił".
Nie jest to niestety odosobniony przypadek. Z takim podejściem spotkało się w niemieckich szpitalach i klinikach wielu ludzi. Wystarczy zajrzeć na fora dyskusyjne do internetu, żeby się przekonać, co pacjenci albo ich bliscy przeżyli w niemieckich klinikach. Większość uważa, że pacjentów i ich rodzin nie bierze się poważnie, że traktuje się ich jak bezosobową masę.
Więcej lekarzy, mniej personelu pielęgniarskiego
W Niemczech od lat coraz mniej personelu pielęgniarskiego opiekuje się coraz większą liczbą pacjentów. W latach 2000-2010 liczba leczonych stacjonarnie pacjentów klinik rosła rocznie w samej tylko Nadrenii Północnej-Westfaliii o 355.000. W analogicznym okresie zatrudniono co prawda 6 tysięcy nowych lekarzy (plus 22 procent), za to zredukowano personel pielęgniarski; ostatnio o 3,5 procent.
Dla profesora Michaela Isfortha z Niemieckiego Instytutu Badań Stosowanych w Pielęgniarstwie w Kolonii ta sytuacja jest wynikiem trzeźwego rachunku ekonomicznego: "Szpitale szybko się zorientowały, że muszą rozbudować służby medyczne, żeby zwiększyć dochody. To sprawa kosztów. Lekarzy uważa się za tych, którzy generują dochody, natomiast personel pielęgniarski za ten, który dużo kosztuje. Dlatego zatrudniono więcej medyków" - mówi Isforth.
Skutek jest taki, że personel jest poważnie przeciążony pracą i w sytuacji stresowej może popełnić niejeden błąd; na przykład pomylić leki.
Pracownik może przesłać na ręce przełożonych notatkę, informując o zbytnim przeciążeniu pracą i o sytuacjach krytycznych.
Powinien zwrócić uwagę przełożonych na istniejące nieprawidłowości i zaniedbania, a zadaniem przełożonego jest to sprawdzić. Jeśli się okaże, że pracownik ma rację, przełożony winien zrobić wszystko, by usunąć nieprawidłowości. "Jeśli nic się nie zmieni i coś się nagle wydarzy, co może mieć źródło w złej organizacji pracy, przełożonym może grozić odpowiedzialność cywilna lub karna" - wyjaśnia adwokat i wydawca, profesor Volker Grosskopf.
Zamiast pomóc, grożą
Wielu przełożonych niekiedy z bezsilności bagatelizuje doniesienia personelu. Przeważnie jednak pracownicy z braku czasu nie informują o zaniedbaniach. "To i tak nic nie zmieni" - mówi pielęgniarz z oddziału intensywnego Hartmut Braun. "Wręcz przeciwnie" - dodaje - "Czasami wywiera się na piszących silną presję". Rozmowę przełożony kończył na przykład w ten sposób: "Jeżeli jeszcze raz podpiszesz się pod takim pismem, nie licz na awans".
"Tego typu informacje nie są pożądane w dyrekcji, ponieważ rzucają złe światło na pracę oddziału" kończy Hartmut Braun.
wdr / Iwona D. Metzner
red. odp. Alexandra Jarecka