Łukaszenka przymila się do Zachodu
11 października 2015Wszystko wskazuje na rutynowe zwycięstwo. Prognozy przemawiają na korzyść Łukaszenki, przeciwnicy są słabi. Prezydent Białorusi, który od 1994 roku żelazną ręką rządzi krajem, najwyraźniej zrelaksowany czeka na niedzielne „wybory” prezydenckie i piąte już z kolei zwycięstwo.
Kilka tygodni przed tym terminem szyki mógł mu pomieszać akurat najbliższy sojusznik: Rosja. Moskwa skonkretyzowała plany budowy na terytorium Białorusi swojej bazy lotniczej. Na tle konfliktu w sąsiedniej Ukrainie prawie połowa Białorusinów (45 procent) jest temu przeciwna. Opozycja próbowała nakłonić ludzi do wyjścia na ulice. We wtorek (06.10.2015) Łukaszenko w zadziwiająco ostrym tonie skrytykował Rosję stwierdzając, że jego kraj nie potrzebuje żadnej takiej bazy.
„Jestem mniejszym złem”
Był to jak dotąd kulminacyjny punkt walki wyborczej, którą obserwatorzy z Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) określają jako „w przeważającej części niewidoczną”. Nie wydaje się, żeby ten moskiewski zgrzyt miał przeszkodzić w zwycięstwie Łukaszenki.
Białoruski dyktator zamierza przy tym zmienić swój wizerunek „ostatniego dyktatora Europy”. Już nim nie jest, stwierdził w kwietniu br. w wywiadzie dla agencji prasowej Bloomberg. – Są gorsi dyktatorzy, nieprawdaż? Ja jestem tym mniejszym złem – skonstatował wskazując na prezydenta Rosji Władimira Putina. Od wybuchu kryzysu na Ukrainie Łukaszenka coraz rzadziej nazywany jest dyktatorem.
Inaczej niż w 2010 roku Łukaszenka tym razem nie chce pozostawić jakichkolwiek wątpliwości, że zwycięży. Ostatnie „wybory” poprzedziły stłumione przez milicję ostre protesty w stolicy Białorusi Mińsku. Wielu opozycjonistów zostało aresztowanych i skazanych na wieloletnie kary pozbawienia wolności. Unia Europejska zareagowała na to obłożeniem Białorusi sankcjami, zakazem wjazdu i zablokowaniem kont białoruskich polityków i biznesmenów. Łukaszenka został przez Zachód odizolowany.
Polityczny profit z kryzysu na Ukrainie
Dla przełamania tej izolacji 61-letni Łukaszenka wykorzystał kryzys ukraiński. Najpierw Mińsk stał się miejscem rozmów prowadzonych przez rząd Ukrainy i prorosyjskich separatystów. Pod koniec sierpnia Łukaszenka niespodziewanie ułaskawił sześciu więźniów politycznych. UE przyjęła ten rozwój pozytywnie. Teraz Bruksela uważa, że Białoruś musi zrobić drugi krok i przeprowadzić demokratyczne wybory.
Także na własnym podwórku Łukaszenka skorzystał z konfliktu na Ukrainie. W swoim programie wyborczym wskazał dla Białorusi dwie opcje: stabilizację albo chaos. Jego przesłanie: kto nie chce „rewolucji, przelewu krwi i wojny”, powinien go wybrać. Taktyka najwyraźniej się sprawdziła. Dla 48 procent Białorusinów pokój i stabilizacja są priorytetowe. Do takiego wniosku doszedł mieszczący się w Wilnie białoruski Niezależny Instytut Badań Społeczno-Gospodarczych i Politycznych (NISEPI). – Wydarzenia na Ukrainie były najważniejszym czynnikiem, który zadecydował o tym, jak Białorusini patrzą na politykę wewnętrzną swojego kraju – powiedział w rozmowie z Deutsche Welle socjolog i były dyrektor NISEPI Oleg Manajew. Część społeczeństwa, która opowiada się za Łukaszenką robi to ze strachu przed powtórzeniem się na Białorusi wypadków na Ukrainie.
Sanksje zwiększają presję ekonomiczną
Socjologowie, tak jak Manajew, przepowiadają Łukaszence uzyskanie dwu trzecich głosów. Poza urzędującym prezydentem do wyborów zostało dopuszczonych jeszcze trzech kandydatów, wśród nich po raz pierwszy kobieta. Obserwatorzy nie spodziewają się jednak, żeby którykolwiek z przeciwników miał szanse wobec Łukaszenki. Skłócona opozycja nie mogła się porozumieć co do wspólnego kandydata. Niektórzy z polityków opozycji, jak choćby Anatol Labiedźka, wezwali do bojkotu wyborów. Labiedźka, szef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej sam chciał kandydować, nie zebrał jednak wymaganych przez centralną komisję wyborczą 100 tys. podpisów wymaganych do zarejestrowania kandydata na prezydenta.
Zdaniem obserwatorów do zerkania w stronę Zachodu zmuszają Łukaszenkę względy ekonomiczne. Gospodarka Białorusi jest na dnie, pomoc Rosji już nie wystarcza. Czy spełnią się nadzieje Łukaszenki na złagodzenie unijnych sankcji, może się wkrótce okazać. Obecne sankcje obowiązują do 31 października. Minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkevičius już w końcu sierpnia opowiedział się za rozluźnieniem sankcji.
– W tej chwili nie ma jeszcze żadnego powodu, by wierzyć, że na Białorusi zapanowała demokracja – uważa Oliver Kaczmarek z niemiecko-białoruskiej grupy parlamentarnej. – Ale chcemy dostrzec pozytywne sygnały, takie jak uwolnienie więźniów politycznych – dodał niemiecki socjaldemokrata. Niedzielne wybory prezydenckie będą kolejną cezurą.
Rosja najsilniejszym partnerem
Łukaszenka niezmiennie nie ma jednak czystych rąk. – Nie powinno się wierzyć, że białoruski dyktator nagle się zmienił i stał się demokratą – stwierdza także Alexander Klaskowski z portalu Naviny.by. Łukaszenka niezmiennie rządzi krajem sam.
Nawet gdyby Białoruś i UE miałyby się wkrótce do siebie znowu zbliżyć, Łukaszenka nie chce, żeby było to postrzegane jako zwrot w kierunku Zachodu. – Zawsze byliśmy razem i razem pozostaniemy – podkreślił na jednej z konferencji, mówiąc o Rosji. Obserwatorzy oczekują, że Rosja pozostanie najsilniejszym partnerem Białorusi i ma wystarczająco środków nacisku, by przeforsować tam swoją bazę sił powietrznych. Obydwa kraje utworzyły na początku 2015 roku Euroazjatycką Unię Celną. I tak już ogromna zależność od Moskwy byłej republiki sowieckiej może stać się jeszcze większa.
Roman Goncharenko
tł. Elżbieta Stasik